Wrześniowy update, czyli gdy coś idzie nie tak..

Nadszedł czas na garść newsów z mojego obecnego etapu leczenia. Tak więc, miałam wyznaczoną wizytę u ortodonty, będąc na przedostatniej nakładce ze wszystkich, jakie zostały mi wyliczone. Już kilka nakładek wcześniej wiedziałam, że coś nie do końca jest w porządku. Jeżeli chodzi o dolny łuk, napisałam już o tym w jednym z poprzednich postów, co do góry - również ona nie pokonała wyznaczonej drogi. Przede wszystkim jedna z górnych jedynek pozostała odrobinę dłuższa (a miały być już równe), a do tego, pomimo widocznego przesuwania się trzonowców w trakcie terapii, pod koniec te odległości gdzieś wchłonęło i przód wcale nie przesunął się za bardzo, zostawiając nadal niepokrywającą się linię między górnymi a dolnymi jedynkami. Przynajmniej tak to wygląda na moje oko. Od razu było wiadomo, że ostatniego kompletu nie będzie sensu już nosić i na wizycie przeszliśmy do korekty leczenia. Trzeba było więc zrobić wycisk i wysłać go do Invisalign. Tym razem zamiast skanu pobrano mi właśnie fizyczny wycisk - w gabinecie nie podjęto dalszej współpracy ze skanerem. Dla mnie jako pacjenta - niestety(!), bo skaner był o wiele mniej inwazyjny i bardziej przyjazny, ale zgodnie z opinią personelu medycznego - mniej dokładny, zbyt wolny i jeszcze niedopracowany. Kto miał pobierany wycisk ten wie, jak bardzo zabieg jest nieprzyjemny (oczywiście dla jednych mniej, dla innych bardziej), dla zobrazowania sytuacji osobom, które nie wiedzą o czym mowa - do jamy ustnej wkładana jest "łyżka" w kształcie łuku zębowego, do której wcześniej nakładana jest specjalna pasta. Plastycznej masy jest tam całkiem sporo i często dotyka ona wrażliwych miejsc, osadzonych głębiej w jamie ustnej. U niektórych powoduje to odruch wymiotny, a chyba u wszystkich uczucie dyskomfortu. Z tym obcym obiektem w jamie ustnej trzeba wytrwać kilka minut aż pasta zastygnie. Wtedy jest wyjmowana - co również nie należy do najprzyjemniejszych odczuć, bo zęby są trochę przyssane do masy. Później czeka nas powtórka na drugim łuku i właściwie robota skończona, o ile nie przesunęliśmy się w trakcie i nie trzeba czegoś powtarzać... 
Podążając dalej w mojej historii, tak wykonane wyciski wysłano do Holandii. Oczekiwanie na kolejne zestawy nakładek wynosi od 2 do 4 tygodni, w zależności jak spręży się oddział w Amsterdamie. Attachmenty pozostały nienaruszone. Gdzie będą kolejne, to póki co zagadka (mogą pozostać w tych samych miejscach, mogą zostać dodane nowe, pewne z nich mogą być zdjęte lub zamienione na inny kształt), nakładki natomiast mam zalecone nosić tylko na noc. Aż trudno mi opisać jak pierwszy raz wyszłam do przestrzeni publicznej bez Invisalign, po ponad 9 miesiącach ciągłego noszenia - czułam się dziwnie, oczywiście brakowało mi czegoś na zębach (były jakby za chude) i miałam wrażenie, że mam za dużo ust;-) Już pierwszego dnia w przypływie wolności (i radości), jadłam co popadło i kiedy popadło;-) to tylko potwierdziło mi jak bardzo Invisalign ogranicza ruchy związane z jedzeniem.. ale ze strachu, że z takim podjadaniem pewnie od razu przytyję, po 2 dniach udało mi się opanować;-) Jednocześnie zauważyłam, że nabawiłam się nerwowego odruchu, na zasadzie "yy nie założyłam aparatu!",  póki co mogę sobie powiedzieć - "aaa nie, na razie przecież nie muszę", także widzę, że będzie z czego się leczyć na koniec;-) Obecnie nie spieszę się z myciem zębów natychmiast po posiłku i czuję się o wiele swobodniej nie musząc ciągle wkładać aparatu. Można by rzec - chociaż chwila oddechu, zanim trzeba będzie ponownie wrócić do rutyny noszenia nakładek 22h na dobę. Co ciekawe, po tygodniu okazało się, że Invislign nie zaakceptował moich wycisków i trzeba było je powtarzać i ponownie wysyłać, więc już wiem, że oczekiwanie będzie dłuższe.. także szanujcie swoje ostatnie nakładki!! bo później trzeba z nimi wytrzymać ładnych kilka tygodni.

Komentarze

Popularne posty