3 lata z Invisalign
Jeżeli ktoś pomyślał, że pewnie już skończyłam nosić Invisalign i nic więcej nie napiszę, to się pomylił 😉. Ostatnimi czasy moje posty pojawiają się dość rzadko, a to dlatego, że przez całe połacie czasu kompletnie nic się nie dzieje – noszę Invisalign na noc w formie retainera i oczekuję na kolejne nakładki. Przede mną kolejna korekta, już siódma. Od kilku tygodni ponownie trwam w zawieszeniu i z pewnością jeszcze trochę czasu to zajmie. Święta, Sylwester...nie spodziewam się, że nakładki przyjdą szybciej niż w styczniu/lutym. Na ten moment wciąż naprawiana jest luka, która pojawiła się po drodze, po piątej korekcie. Przy podejściu szóstym, o którym możecie poczytać tu, zamiast zlikwidować lukę, udało się ortodontom (właściwie nie wiem jak nazwać wszystkich zaangażowanych w proces powstawania planu i nakładek) przesunąć ją o ząb dalej. Można by powiedzieć – brawo, naprawdę świetna robota!! Tym samym, ponowny skan, ponowne oczekiwanie…i historia toczy się dalej.
Zawsze
po upływie kolejnego roku piszę jakieś większe podsumowanie. Nie tak dawno, jak
już się dowiedziałam, że kolejny rok kalendarzowy z Invisalign przede mną,
pomyślałam o jednej kwestii – żeby przed założeniem aparatu zawsze dobrze się
zastanowić, czy nasze zęby są aż tak skrzywione, że warto będzie przechodzić
przez takie męczarnie kilka lat. Ja doszłam do wniosku, że moja wada nie była aż
tak wielka i aż tak zauważalna, żeby poświęcić 3 lata swobodnego życia na
aparat. Wszystko, co kojarzy mi się teraz z Invisalignem, to: permanentne
ograniczenie w normalnym spożywaniu posiłków, zwłaszcza w sytuacjach
nieoczekiwanych, niewygoda i zakłopotanie przy mówieniu i w kontaktach
międzyludzkich, cotygodniowy ból zębów i plastik w buzi prawie 24 godziny na
dobę!!! Wiem, że gdyby od razu ktoś dał mi choć cień
możliwości, że będą to lata, nie miesiące – nie zdecydowałabym się na aparat
prawdopodobnie wcale i pewnie żyło by mi się o wiele łatwiej. Nawet teraz, gdy
wiem, że już jestem przy końcu (od co najmniej roku), przytłacza mnie, że
przede mną noszenie plastikowego retainera właściwie do końca życia (!),
ewentualnie przyklejenie drucika (mój ortodonta chyba stosuje taką metodę) –
czyli wieczna „proteza”, która nigdy nie pozwoli mi zapomnieć, że zęby przeszły
jakiś proces. Jest obecnie tyle rozmaitych metod, żeby zrobić kosmetyczne
poprawki zębów, że naprawdę powinno się zastanowić czy gra jest warta świeczki.
Oczywiście łatwo się to wszystko mówi, z perspektywy posiadania obecnie już z
grubsza prostych zębów. Jakby nie patrzeć, moje zęby swoje przeszły. Z pewnością
wady, których sama na co dzień nie zauważałam, zostały zlikwidowane. Choć nie
jest to efekt totalnie idealny, drobne niedokładności da się wychwycić, ale jak
już kiedyś chyba pisałam, raczej nikt z linijką zębów sprawdzać mi nie będzie. Być
może część osób myśli, że trzeba było nie kombinować z nakładkami, tylko
założyć zwykły aparat i wyszłoby lepiej – może tak, może nie. Gdyby każdy znał
przyszłość i konsekwencje różnych działań, z pewnością byłoby łatwiej
podejmować decyzje. Tak czy tak, obecnie jestem już bardzo zmęczona takim
cedzeniem ostatnich korekt, kiedy, jak już kilkukrotnie podkreślałam, dłużej
czekam na cokolwiek, niż później noszę nakładki. Z tego co wiem, wirus również
odbił się na funkcjonowaniu firmy Invisalign poprzez zmiany personelu, co
spowodowało trudności w porozumiewaniu się i dochodzeniu do konsensusu pomiędzy
ortodontą zlecającym, a siedzibą firmy. To wszystko powoduje, że mam już
absolutnie dość! I gdyby, nie ta felerna luka, która wymaga domknięcia, pewnie
już nie kontynuowałabym leczenia, nawet gdyby coś wizualnie mi jeszcze nie
odpowiadało.
Invisalign jest fajny, gdy nosi się go przez jakiś rozsądny okres czasu. W sytuacji utrudnienia życia przez kilka lat – absolutnie nie jest to pozytywne doświadczenie. Na pewno gra tu rolę adekwatność wady/ problemu, z którym się mierzymy, do czasu spędzonego na przesuwaniu zębów. U mnie ta proporcja kompletnie się zachwiała – miała to być mała korekta nachodzących na siebie dolnych zębów, a skończyło się na wielomiesięcznym przesuwaniu całego łuku górnego i innych ciekawych zabiegach, które wizualnie aż tak wiele nie wniosły, żeby miały trwać kilka lat (oczywiście w moim osobistym odczuciu – być może ortodontycznie wszystko tu się zgadza). Nie umiem też odpowiedzieć na pytanie, czy inny ortodonta poprowadziłby to szybciej. Na pewno ważne jest do kogo się trafi, podkreślam to, w odróżnieniu od opinii, że ortodonta nie ma przy Invisalign żadnego znaczenia. Na obecnym etapie domyślam się, że zarówno ja, jak i ortodonta chcielibyśmy tę sprawę już zakończyć (do tej pory raczej cierpliwie znosił wszelkie perturbacje) – nie mam pojęcia jaka jest opłacalność tak długiego leczenia dla samego ortodonty i na ile chciałby się mnie już jak najszybciej pozbyć – obecnie to akurat z korzyścią dla mnie 😉.
Takie
jest więc moje podsumowanie 3 lat z Invisalign. Cieszę się, że większość
procesu jest już za mną, ale trudno mi uwierzyć, że przeprawa z Invisalign trwa
u mnie aż tak długo, a jeżeli ta przygoda nie skończy się do lata, chyba się
załamię..
Dzień dobry, czy miała Pani kiedyś sytuację że pękła nakładka?
OdpowiedzUsuńJestem na pierwszej nakładce, noszę 8 dzień i zauważyłam pęknięcie, ogólnie szyna się trzyma tylko jest "naderwana". Pierwsze nakładki miałam nosić 14dni, sprawdzałam nowy komplet i pasuje. Ortodonta że względu na sylwestra dopiero otwart 4stycznia i nie wiem co robić...
Pozdrawiam
Dzień dobry, akurat nie zdarzyło mi się pęknięcie Invisalign, ale miewałam inne uszkodzenia, np. w postaci przedziurawienia z powodu zbyt długiego noszenia nakładek w oczekiwaniu na kolejne. Natomiast spotkałam się z głosami, że nakładki czasem mogą pęknąć. Oczywiście to tylko moja opinia - nie jestem ortodontą, więc jedynie mogę zasugerować co ja bym zrobiła. Kilka początkowych kompletów nosi się po 14 dni, żeby zęby dobrze zareagowały i się przyzwyczaiły. Główne działanie to 2-3 pierwsze dni, późniejszy czas to stabilizacja danego przesunięcia. Komplety pomiędzy sobą wprowadzają bardzo delikatne zmiany dla zębów (dlatego zwykle kolejne nakładki też pasują), a 8 dni noszenia to już sporo, zęby raczej zdążyły się przesunąć, więc wydaje mi się, że w takim momencie zmieniłabym na kolejny komplet. Wydaje się to bardziej sensowne, niż używanie pękniętej nakładki, która przez pęknięcie może mieć inaczej rozłożone siły działania (z pewnością zależy to od tego jak duże jest pęknięcie i w jakim miejscu). Gdy np. zgubi się nakładki, również zaczyna się nosić kolejny komplet, niezależnie od czasu noszenia poprzedniego. Także tyle mogę podpowiedzieć ze swojej strony.
UsuńPozdrawiam :)
Dziękuje pięknie za odpowiedź. Dokładnie tego sie obawiałam że noszenie pękniętej nakładki przez kolejne trzy dni(aż do momentu telefonu do ortodonty) to nie najlepszy pomysł. Dlatego założyłam nowy komplet zarówno góra i dół żeby już razem to szło.
UsuńPozdrawiam
Szczęśliwego Nowego Roku 🙂